Jak Jechać?

Trzeba tak jechać, żeby dojechać.

Trzeba mierzyć siły na zamiary

Jeśli chcesz dojechać nie wolno wariować na początku, kiedy czujesz, że jeszcze masz siły, bo może się okazać na drugi dzień, że tych sił już nie masz i że nie pojedziesz dalej a może się niestety tak okazać.

Jechaliśmy jak się wyspaliśmy i pozbieraliśmy (ok. 10-11, w późniejszych wyprawach staraliśmy się wyjechac ok.9).
Stawaliśmy kiedy czuliśmy zmęczenie, albo głód.
Bez przesady - to ma być przyjemność, a nie kara za grzechy. Gdy widzieliśmy jakiś sklep, który nas interesował (czytaj wszystkie sklepy rowerowe, supermarkety, ze sprzętem RTV itp.) to stawaliśmy przy nim mimo, że przed chwilą mieliśmy odpoczynek. Przecież to są nasze wakacje!!!
Dlatego chyba nie mógłbym jechać większą grupą (po szwajcarii jechaliśmy w trzy osoby - do tego całkiem obce - poznaliśmy się przez internet, i faktycznie bywało dużo sytuacji konfliktowych). We dwójkę czasami też ciężko się dogadać, i to z kumplem z którym przyjaźnimy się od 1 klasy podstawówki (O rany to już ponad 20 lat!!!)
Ale mieliśmy świadomość, że nie przejechać co najmniej 100km dziennie to wstyd i zawsze nadrabialiśmy po południu. Jechaliśmy tak mniej więcej do 21 - 21.30 - Nie ma sensu szukać miejsca do spania po ciemku (patrz -->Gdzie spać)
Raz nam się zdarzyło szukać miejsca do spania po ciemku - i musieliśmy "rozbić się" na górce - cała nocka to było zjeżdżanie (czy jak to tam się pisze) i gramolenie się do góry. (Spaliśmy nogami "w dół")

Tutaj uwaga taka - My nie mówimy w żadnym obcym języku (tylko podstawy angielskiego), a jakoś udało nam się dojechać do Paryża - (lipiec 1997) i do Londynu (lipiec 1998), a także do Wenecji (lipiec 2000) i do Kopenhagi (lipiec 2001 - z moją żoną), po Szwajcarii Michał Książkiewicz mówił doskonale po angielsku, więc tam gdzie mówili w tym języku spokojnie się dogadywaliśmy.

Po wjeździe do Belgii (część francuskojęzyczna) nie wiedzieliśmy jak jest po francusku
- woda
- poproszę
- dziękuję


Po kilku dniach drogi - we francji spotkaliśmy pewnego Polaka, który tych podstaw nas nauczył. Oni w tej Francji wogóle nie mówią po angielsku - totalne zero!!!.
Nie mogliśmy się dogadać, ale jak tylko zobaczyli nasze bidony - zawsze lecieli nalać nam wody.

W sklepach to dopiero były jaja!!! (we Francji i w Belgii)Ale jakoś daliśmy sobie radę, z głodu i pragnienia nie umarliśmy.

W Niemczech, Holandii, Anglii, a później w Austrii, we Włoszech i w Danii te moje podstawowe podstawy angielskiego spokojnie (czytaj: jakoś) wystarczyły. Nie było tak źle, są bardzo wyrozumiali i chcą Cię zrozumieć!!!

To może tyle poradnika małego podróżnika, o przygodach itp. poczytasz w opisie naszych wypraw.

Jeszcze tylko słówko, że zanim zdecydowaliśmy się wyjechać za granicę pojeździliśmy trochę po Polsce:
1995 Poznań - Kołobrzeg 300km w trzy dni (i takie mniej, więcej tempo nam zostało)
1996 Poznań - Kazimierz Dolny 450km w cztery dni. Było super i po drodze i w Kazimierzu.
UWAGI
Na Polskich drogach jest 100 razy bardziej niebezpiecznie niż w Europie (no trochę podobnie moim zdaniem było we Francji i w Anglii)

Inne Porady:
Jaki zabrać sprzęt,
Gdzie spać,
Jak wracać.